Lalki Mileny.

avatar

Trochę czasu upłynęło od ostatniego dnia wystawy Mroczne oblicze lalki w Muzeum Manggha.

Takie lalki, to nie byle co. To nie barbie, chucky czy kokeshi, ale prawdziwe bjd.



Wiem, to może się kojarzyć. Gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo gdzie. Jakby jakieś bdsm albo inne zboczeństwo, czego ci ludzie nie wymyślą. Takie czasy, panie.

A przecież

Czyż nie? Spójrz mi w oczy i zaprzecz.

Bjd, czyli ball-jointed-dolls (zwane potocznie "dollfie") , to niezwykłe, wykonane z dbałością o szczegóły kolekcjonerskie lalki. Poszczególne części ich "ciała" odlewane są z wysokiej jakości żywicy i łączone licznymi (jak u człowieka), okrągłymi stawami. Dzięki temu lalki można niemal bez ograniczeń pozować.

Poszczególne części są rzeźbione przez artystów, a następnie odlewane. Kolekcjonerzy potrafią czekać miesiącami, a nawet latami na zamówione elementy... I gotowi są bardzo wiele za nie zapłacić. Czasami kupują gotową lalkę, ale najczęściej kompletują swoją wizję po kawałku. Głowa, oczy, ręce, korpus, dłonie, stopy - często zamawiają osobno i u różnych artystów. Potem decydują, jaką lalka będzie miała fryzurę i makijaż. Jaki wyraz twarzy. W co będzie ubrana.

Malowanie, peruka, strój, rekwizyty - to pochód kolejnych podwykonawców, choć często i sam kolekcjoner zajmuje się poszczególnymi etapami. Jest kreatorem.

Ma w głowie historię. Albo jej mglisty zarys, niejasne przeczucie, emocję, która domaga się ujścia.

Czasem może to być cień starego snu.

Albo najgłębiej skrywany, nieuświadomiony lęk.

Cokolwiek to jest, sprawia, że nie możesz oderwać od nich oczu.



Bo nie możesz uwierzyć, że są bez życia.

Tak naprawdę nie są, bo


Tak.









Więc chodzisz od jednej do drugiej i patrzysz bez końca. Przybliżasz twarz i obserwujesz delikatne rzęsy, spuszczone powieki, przekrwione oczy, zaciśnięte pięści, spierzchnięte usta, drobne guziczki przy sukience... I zastanawiasz się, co ona przeżyła. Jaka jest jej historia.



Ona pokaże ci to, czego najbardziej unikasz. Jej oczy, to wrota do twojej duszy... tej cząstki skrytej w cieniu, której od dawna nie odwiedzasz.

Możesz też nie zobaczyć niczego. I nic nie poczuć.


Autorką wystawy i właścicielką lalek jest Monika Mostowik, znana w kolekcjonerskim świecie jako dolls of milena. Lalki, które mogłam obejrzeć na wystawie, to tylko część jej zbiorów. To, jak wyglądały, to zasługa Moniki. Nie kupuje gotowych lalek, ale składa je z osobnych komponentów, od podstaw projektuje ich wygląd i ubiór. Część akcesoriów wykonuje sama, część prac zleca znajomym artystom, krawcowym czy... rodzinie. Na przykład trumnę do jednej z aranżacji zrobił jej tata.

Lalki są bardzo duże i ciężkie, zazwyczaj, niezwykłe jest, jak realistyczne robią wrażenie. Pomagałam Monice w pakowaniu po zakończonej wystawie i gdy jedną z lalek niosłam w ramionach, jej głowa i ręce opadły w dół, bezwładne, jak u głęboko śpiącego człowieka. Nie mogłam oderwać wzroku od odchylonej głowy i spływających w dół, miękkich włosów.

Po lalce eksponowanej na szpitalnym łóżku pozostało wgniecenie w materacu, jak po prawdziwym ciele.

Zrobiły na mnie ogromne wrażenie... choć nie wiem, czy odważyłabym się mieszkać z nimi pod jednym dachem.

Na wystawie eksponowane były również zdjęcia Moniki, bo tak naprawdę, to o nie chodzi. To na nich możemy zobaczyć prawdziwe historie.


Wszystkie aranżacje są zaprojektowane przez Monikę, ona też jest autorką zdjęć. Dopiero na nich widać rzeczywisty ogrom pracy i zaangażowania, gdy uświadomimy sobie, ile czasu wymaga choćby skompletowanie rekwizytów do jednej sceny.

Nie chcę wrzucać bezpośrednio w swój tekst jej prac, ale zachęcam do odwiedzenia jej galerii:

https://www.flickr.com/people/dollsofmilena/
https://www.instagram.com/dollsofmilena/

Monika także pisze, wszystkie cytaty użyte w moim artykule pochodzą z jej ostatniej książki Zanim stanę się lalką.

Pisała już w podstawówce, potem w liceum. Własnym sumptem wydawała tomiki wierszy wystukane na maszynie i powielone na marnej jakości ksero. Rozdawała je przyjaciółkom (mam je do dziś), rodzinie, wysyłała do redakcji i na konkursy - systematyczne, wieloletnie dążenie do celu. Nic nie "spadło jej z nieba", na wszystko rzetelnie zapracowała, wszystko zawdzięcza sobie.

I udowadnia, że można pracować w korpo i pozostać artystą, co mnie osobiście napawa optymizmem.


Po skończonym pakowaniu - magia znika. Wszystko staje się na powrót zwykłe i martwe... czas wracać do domu. Jutro do pracy. Do korpo.



0
0
0.000
13 comments
avatar

I love these dolls, I always wanted to have some. Thanks for sharing <3<3<3

0
0
0.000
avatar

You're welcome 🙂. My friend has been collecting these dolls since ten years, she started with one, so... 😉

Posted using Partiko Android

0
0
0.000
avatar

It looks like nightmares coming true! Your friend Monika has an amazing, although morbid collection. I hope it is her way to exorcise darkness out of her life.
Thank you for sharing, I had no idea about bjd dolls!

0
0
0.000
avatar

You're welcome :)

And.. yes, some of them look creepy ;) Perhaps this is one of the ways of tame the inner shadow. Look at the post mortem photography, which was very popular in the 19th century, It's hard to understand now, but it was quite normal practice those days.

0
0
0.000
avatar

Niesamowite wrażenie robiabte zdjęcia. Żałuję że nie wiedziałem o wystawie bo pewnie bym się wybrał

Posted using Partiko Android

0
0
0.000
avatar

Szkoda, sama wybrałam się w ostatnim dniu i to też musiałam się wewnętrznie motywować, bo miałam strasznego lenia. Mam cichą nadzieję, że to nie ostatnia wystawa Moniki...

0
0
0.000
avatar

Niesamowite wrażenie robią te dzieła. Z jednej strony przepiękne i chce się je podziwiać, z drugiej strony są bardzo mroczne, ludzkie i przerażające i każda inna. Każda ma inną historię, powodują różne myśli, domysły, przemyślenia, lęki, przywracają wspomnienia(?!).
Wywołują silne emocje gdy ogląda je się w internecie, a jak czuje się człowiek, który widzi je na żywo? W dodatku oglądając wystawę zdjęć, które moim zdaniem są mistrzowskie i aż zbyt ludzkie. I te ludzkie rekwizyty wszystkie...szpitalne stare łóżko, trumna, brzydka, odrapana, ludzka grrr...
Z jednej strony sama chętnie przeżyła bym takie wydarzenie, z drugiej strony bezpieczniej czuje się w świecie barbie gdzie to JA decyduje o tym kim jest lalka, co przeżyła i jaki ma charakter.
Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu Twojej koleżanki. Na jej instagramie też byłam. I gdybyś tego nie napisała to w życiu bym nie pomyślała, że ma ona jakiekolwiek życie poza lalkami.

0
0
0.000
avatar

Może robić takie wrażenie, ale jej życie nie obraca się tylko wokół lalek. Pracuje na etacie, ma rodzinę, trochę podróżuje i pisze, chętnie wyskoczy na piwo :)
Ot, dziewczyna z wyrazistą "pasją".

0
0
0.000