Piekielny autostop

avatar
(Edited)

Może zacznę od tego, że autostopem w swoim życiu jechałam kilka razy i za każdym razem dotarłam tam gdzie chciałam w miłej i bezpiecznej atmosferze. Prawie za każdym razem...
JPEG_20190726_135045.jpg
Raz na przykład na imprezie plenerowej bardzo nie podobało mi się zachowanie towarzystwa, z którym tam przyjechałam. Moje upomnienia, że zachowują się na prawdę dziwnie i głupio nie skutkowały. Czas mijał, bawiłam się z nimi bardzo źle i wciąż czułam na sobie wzrok zażenowanych ludzi. W końcu nasze drogi się rozeszły, oni zostali na imprezie robić dziwny dym, a ja postanowiłam pójść na pieszo do domu. Wszak to tylko 15 minut drogi (autem). Ledwie wyruszyłam, zaczęło robić się ciemno, zorientowałam się też, że moja torebka została w aucie tamtej ekipy... Wyobraźcie sobie jakie emocje we mnie siedziały skoro zapomniałam o tak ważnej rzeczy. Telefon jak zawsze miałam przy sobie.
No i szłam sobie tak poboczem w ciemności, od czasu do czasu zaczepiana przez innych imprezowiczow pokroju tych, których opuściłam.
Było mi ciemno, było mi samotnie, niebezpiecznie na skraju drogi i niepewnie mijając kolejne chwiejace się ciemne postacie.
Nie łapałam stopa, złapał się sam. Dwóch młodych chłopaków zwolniło i spytali mi się dokąd idę tak sama, w ciemności, poboczem. Gdy odpowiedziałam, nieco rozbawiony kierowca powiedział, że to na prawdę duży kawał drogi pieszo i żebym zabrała się z nimi, bo będą tamtędy przejeżdżac. Oczywiście niezadowolona ze śmiechu chłopaka postanowiłam tym bardziej się postawić i pokazać, że mogę dojść piechota do domu i nie potrzebuje przy tym żadnego towarzystwa. Jechali tak ze mną na równi i tym razem już nie śmiejąc się ze mnie kierowca powiedział, że to niebezpieczne iść tyle kilometrów poboczem i w dodatku bez człowieka obok, że przejeżdżają przez moją miejscowość i że jak z nimi nie pojadę to będą się martwić co się ze mną mogło stać, tym bardziej, że podczas rozmowy z nimi sama spytałam im się czy idę w dobrym kierunku. W sumie nie chciało mi się iść, i tak jak na początku powiedziałam było mi bardzo, bardzo nieswojo. Wsiadłam.
Wsiadłam i spędziłam miło kilkanaście minut drogi do domu. Kilkanaście minut z obcymi kolesiami bardzo poprawiło mi humor po tej nieudanej imprezie. Czemu moi znajomi nie mogli być tacy jak oni? Młodzi, ale ogarnięci... No i przede wszystkim dość troskliwi, bo w przeciwieństwie do moich znajomych na prawdę martwili się o to jak wrócę do domu, moi znajomi nawet nie życzyli mi szerokości... ;)

Była też inna sytuacja ze stopem, który złapał się sam. Sytuacja, która nigdy nie powinna się wydarzyć i która jest bez wątpienia jednym z czynników przez które żyje z ludźmi w bezpiecznej odległości...

Były to wakacje, byłam mocno pokłócona z mamą, zabrałam psa na spacer i dużo czasu spędziliśmy nad rzeką i szwendajac się po osiedlu. W końcu stwierdziłam, że jestem już zmęczona, jest wieczór, chciała bym odpocząć, położyć się... Wiedziałam, że w domu będzie to niemożliwe i że jak wrócę to tylko po to by znów kłócić się z mamą. Postanowiłam jechać do chłopaka do pracy, zjeść tam kolacje i wraz z nim wrócić do jego domu. I nie pamiętam czemu Rockiego odprowadziłam do domu, czemu nie jechał ze mną... W każdym razie gdy wychodziłam z bramy to jechał mój autobus, pobiegłam za nim kawałek, jednak kierowca się nie zlitowal. Byłam zmęczona po całym dniu na słońcu, zdenerwowana, bo odprowadzając psa zaliczyłam kolejna kłótnie z mamą... A to był ostatni autobus w tamtą część miasta w jaka się wybierałam.

Całą sytuację widział facet, zatrzymał się i zaproponował podwózkę. Jechał z chłopakiem młodszym ode mnie, swoim bratankiem. Powiedział, że najpierw odwieziemy go kawałek w przeciwnym kierunku a potem zawiezie mnie pod te restaurację w której pracował mój chłopak.

Młody nie odzywał się całą drogę, po jego odwiezieniu faktycznie zawróciliśmy i kierowalismy się tam gdzie chciałam zahaczając o stację paliw, bo kierowcy chciało się pić, spytał czy też coś chce- nie chciałam. Tak na prawdę chciałam jak najszybciej być u chłopaka i wyżalic mu się po tym ciężkim psychicznie dniu... Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że piekło dopiero się zacznie. Facet wrócił do auta z reklamówka piw i kazał wybrać mi jedno z nich, odmówiłam. Jadąc powiedział mi, że nie wysiade z jego auta dopóki nie wypije piw, które dla mnie kupił, po czym wciąż prowadząc samochód otworzył swoje. Już nie był miły, nie pytał się o moje zainteresowania, szkołę, plany na wieczór, zupełnie zmienił się jego wyraz twarzy, ton głosu a nawet styl prowadzenia.
W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że człowiek z którym jadę nie jest normalny, że nie chce mnie odwieźć w te miejsce, które chciałam a nawet ma już inne i sprecyzowane plany względem mnie. Nie pozwalał mi pisać smsow od momentu wyjazdu że stacji, a ostatni SMS jaki napisałam był smsem do chłopaka, że zaraz będę. Wtedy zadzwoniła moja mama i odebrałam, on powiedział, głośno 'proszę się nie martwić, odwioze pani córkę' chciałam wtedy rozpłakać się i powiedzieć, że dzieje się coś bardzo złego, ale nie mogłam.... Mama naszczekała na mnie, że okłamałam ją, że jadę do chłopaka, a tak na prawdę jeżdżę z jakimś dziadem (moi znajomi w technikum nie zawsze byli tolerowani przez mamę, ale aż tak starych facetów nie miałam w towarzystwie normalnie). Nakrzyczała na mnie, powiedziała, że dziś nie chce widzieć mnie w domu... ja nie wypowiedziałam ani jednego słowa, rozłączyła się. Po paru minutach napisał do mnie chłopak, który już został poinformowany przez moją mamę, że jestem z innym facetem. Napisał, że wie o wszystkim (i inne takie rzeczy, które koleś pisze dziewczynie jak się dowie o zdradzie) po czym rozładował mi się telefon. Poprosiłam wtedy kierowcę by dał mi zadzwonić do chłopaka by powiedzieć mu, że przyjadę po jego pracy. Facet na szczęście zgodził się, choć i tak nic to nie dało, bo chłopak również nie dał mi dojść do głosu.

Podsumowując byłam wtedy z obcym, mało przyjemnym wizualnie i sporo starszym kolesiem, mama nie chciała mnie widzieć w domu, chłopak nie chciał mnie znać, a o pomoc od kogokolwiek innego nie miałam jak się starać, bo nie miałam telefonu.
Byliśmy już bardzo blisko pracy mojego chłopaka, a rozmawiając z nim przez telefon staliśmy na przejeździe kolejowym. Nie pamiętam czemu wtedy nie wyszłam i nie uciekłam... Czy zablokował drzwi, czy bałam się, czy po prostu byłam tak skupiona na tym by jakoś dać znać moim bliskim, że coś się dzieje, że nie myślałam o tym jakie mam opcje... Nie pamiętam.

'Skoro nie masz dokąd wracać nie musimy się spieszyć, nie bój się nie zrobię Ci krzywdy' powiedział kierowca a ja wtedy poprosiłam o piwo. On w ogóle kilkukrotnie powtarzał to, że nie zrobi mi krzywdy, odbierałam to trochę tak jak by sam bal się zrobić mi cokolwiek. Otworzyłam piwo i piłam je małymi łyczkami w dużych przerwach. Stanęliśmy kawałek za moją miejscowością w lesie, ale bardzo blisko drogi. Powiedziałam, że idę siku, wzięłam piwo i wylalam je w krzakach. Mogła bym je wypić, to tylko piwo, ale nie chciałam w najmniejszym procencie tracić trzeźwości myślenia. Będąc chwilę w tych krzakach ogarnęłam jak blisko mam do drogi pamiętając jak blisko jestem mojej miejscowości. Nawet nie próbowałam włączyć telefonu, widziałam, że muszę liczyć na siebie.

I tak siedziałam z tym facetem w aucie, przy drugim już piwie, żaląc się na mamę, na chłopaka, na życie. Opowiadałam mu też o moim (zmyślonym) bracie, który niedawno wyszedł z więzienia za rozróbe na stadionie (przypomnialo mi się, że parę dni wcześniej spotkałam w autobusie chłopaków z bojówki naszej drużyny piłkarskiej, którzy na prawdę siedzieli w więzieniu, a że o sprawie było dość głośno, to chłop mi uwierzył). Mówiłam mu o tym jaka awantura będzie w domu jak brat się dowie, że mama mnie tak potraktowała, mówiłam mu o tym jak boję się, że zabije mojego chłopaka i że jestem jego oczkiem w głowie . I gdy kolejny raz kierowca powtórzył, że nie muszę się go bać powiedziałam bardzo pewna siebie 'wiem, mój brat by cie zabił'.

Nie pamiętam tego co działo się później. Facet przestraszył się i odwiózł mnie pod pracę chłopaka. W międzyczasie próbował się dobrać, ale wciąż jak by oczekiwał jakiejkolwiek zgody. A ja byłam twarda, udawałam, że się nie boję i mówiłam stanowczo' NIE'.

Restauracja w której pracował mój chłopak była już zamknięta, poszłam więc do jego domu. Cała drogę płakałam i byłam przerażona. Niby było już po wszystkim, niby facet się przestraszył a jednak bałam się, że wróci po mnie. Albo, że ktoś inny zrobi mi krzywdę. Te kilkaset metrów z pracy do domu mojego chłopaka dłużyły się i były straszne.

Gdy spotkałam się z nim w końcu bardzo długo nie mogłam przestać płakać, kilkadziesiąt minut zajęło mi dojście do siebie, uspokojenie się i opowiedzenie co się działo.
On gdy to usłyszał postanowił, że musimy to zgłosić na policję. Powiedziałam, że najpierw chce zadzwonić do mamy, ale bałam się jej o tym powiedzieć wszystkim, więc zdecydowaliśmy, że pogada z nią mój chłopak. Z rozmowy wrócił bardzo smutny... Nic nie zdążył jej powiedzieć, a ona powiedziała mu, że mam do domu nie wracać i, że psa też nie chce w domu widzieć.

I w tym wszystkim najgorsze było to, że nie miałam wsparcia z nikąd i mimo że grałam jak aktorka to bałam się bardzo... W dodatku wiedząc, że najbliższe mi osoby mają mnie gdzies gdy ja przez kilka godzin walczę o siebie nie mając nawet dokąd uciec.

Nie, facet nie zrobił mi krzywdy.
Nie, nie zgłosiłam sprawy na policję.
Nie, moja mama do dziś nie wie co działo się że mną tamtego wieczoru.



0
0
0.000
8 comments
avatar

I w tym wszystkim najgorsze było to, że nie miałam wsparcia z nikąd

To chyba najsmutniejsza cześć opowieści i przykro mi, że tego doświadczyłaś. Najważniejsze jednak, że mogłaś liczyć na siebie. Przez cały czas, pomimo strachu, myślałaś logicznie, analizowałaś, obserwowałaś, byłaś kreatywna. Obrałaś strategię, która okazała się skuteczna, tylko to jest ważne. Masz głowę na karku, dziewczyno 🙂

Posted using Partiko Android

0
0
0.000
avatar

Tak, to było najsmutniejsze, ale właśnie to sprawiło chyba, że zaczęłam sama zastanawiać się nad tym jak się uratować a nie liczyłam na pomoc z nieba.
No i przede wszystkim niepewność tego chłopa, ona dała mi do zrozumienia, że jak dobrze zagram to mogę z tego wyjść. Gdyby on się nie bał, pewnie mnie sparaliżowal by strach.
Naszczescie wszystko poszło ok, a ja dowiedziałam się, że takie sytuacje mogą przytrafić się każdemu, nawet mi, bo dotąd nigdy nie dopuszczalam myśli, że mogę znaleźć się w takiej sytuacji.

0
0
0.000
avatar
(Edited)

Twój post został podbity głosem @sp-group-up oraz głosami osób podpiętych pod nasz "TRIAL" o łącznej mocy ~0.17$. Zasady otrzymywania głosu z triala @sp-group-up znajdziesz w ostatnim raporcie tygodniowym z działalności @sp-group, w zakładce PROJEKTY.

@wadera

Chcesz nas bliżej poznać? Porozmawiać? A może chcesz do nas dołączyć? Zapraszamy na nasz czat: https://discord.gg/rcvWrAD

0
0
0.000
avatar

Świetna opowieść :) Czasami trafi się na jakiegoś pojeba, złe rzeczy się zdarzają i nic z tym nie zrobisz. Ale możesz uczyć się na błędach :) Kup sobie paralizator, albo gaz pieprzowy, albo jedno i drugie. Nie ma problemów z nabyciem tego, a zawsze jest to jakaś gwarancja wyższego poziomu bezpieczeństwa. Wklej to do niedźwiedziowych dyskusji, nie chcę znów brać udziału sam, a Twój post chyba jednak przyćmił mój :) Masz chociaż jakieś podróże, co za tym idzie - Wiedzę z autopsji :) Pozdrawiam!

0
0
0.000
avatar

Jeszcze jak wychodziłam z domu częściej to faktycznie myślałam o gazie pieprzowym... A teraz to już mi nie potrzebne, nie bywam już w miejscach i sytuacjach w których spotykam swirow ;)
Jakoś nie zdążyłam dołączyć do niedzwiedziowych (choć pisałam natchniona ich tematem :d), ale bardzo chętnie spotkam się z tobą w następnych. Już sprawdzałam. Temat bardzo ciekawy.
Swoją drogą, mi bardziej podobał się twój wpis na temat autostopu... Ale w tym przypadku to chyba nic dziwnego :d

0
0
0.000