Co mówi ulica 2 - znaki i wskazówki, czy omamy?

avatar
(Edited)

Umykają mi dni, jak krajobrazy za oknem pędzącego pociągu. Im bliżej stacji, tym szybciej; coraz częściej mam wrażenie, że pociąg wcale się nie zatrzyma w umówionym miejscu i trzeba będzie skakać.

Większość czasu w ostatnich tygodniach poświęcam na dopięcie spraw służbowych i jedyne z czego nie rezygnuję pomimo napiętego grafika, to spacery. Często jest to po prostu droga do biura, na nogach, zamiast autobusem. Albo marsz na zakupy w odległy zakątek miasta. Porządny, codzienny reset, w trakcie którego staram się nie myśleć o pracy.

Tematycznych wypraw w miasto brak, wyjazdów poza - tym bardziej. Chwilowo zadowalam się więc obserwacją otoczenia podczas spacerów i odczytywaniem znaków. Właśnie tak.

To jest ten moment w filmie, kiedy bohater mówi:

I'm ready to tell you my secret now... I see dead people.

Hell yeah. Czytam świat na wiele sposobów i to jest świetna sprawa. Na własny użytek interpretuję sny, filmy, teksty piosenek, urywki dialogów, nawet nieprzyjemne sytuacje. A także napisy na ścianach, cienie na trawie, niepasujące do otoczenia przedmioty, czyli wszystko to, co mijam po drodze podczas codziennych przechadzek - o czym będzie dzisiaj. Przecież to może być błąd matrixa, który w porę wyłapany ocali mi życie!

Mówię serio 😎

Pisząc, że mówi do mnie ulica, albo że czytam świat stosuję oczywiście skrót myślowy. Może to wyglądać na niepokojący objaw, ale niczym się nie różni od rozmów z bogiem, polecaniem się opiece anioła stróża, wysyłaniem życzeń do wszechświata czy analizą wykresów. Jaki światopogląd, taka strategia. Ja swojej staram się jednoznacznie nie określać, to moja autorska wersja. Może to po prostu rozmowa z sobą samą - zadaję pytania i sama na nie odpowiadam poprzez subiektywną interpretację świata zewnętrznego? Ważne, że działa ;)

Będzie trochę przeklinania, ale to na końcu. Pisałam tuż przed burzą, a w takich okolicznościach przyrody aktywuje się we mnie alien queen.

I pack a chainsaw
I'll skin your ass raw

Taki mniej więcej klimat.


Kolekcja z części pierwszej to głównie graffiti poruszające mnie wizualnie lub przykuwające uwagę zgrabnym zestawieniem słów.

Dziś nie będzie tak ładnie, choć i w tej edycji znalazły się gładkie, dowcipne

uliczne refleksje.

Wywołujące uśmiech, ale nie zatrzymujące na dłużej.

Nawet sugestywny cytat ze znanego utworu nie wywołał we mnie większego poruszenia. Może dlatego, że za sobą mam czasy, gdy dawałam się rwać "miłości" na strzępy.

Jednak pamięć przeżytych emocji pozostaje w środku na zawsze i zawodząc refren można poczuć znajomy ucisk w piersi. Poddaję się temu wiedząc, że to tylko zimny cień przeszłości, z którego mogę wyjść w każdej chwili.

Nucę więc sobie:

Love
love will tear us apart
again

ale nie wersję oryginalną Joy Division, tylko cover w wykonaniu Nouvelle Vague.

Ta wersja nie jest tak bezgranicznie dołująca jak oryginał. Wręcz przeciwnie, głos piosenkarki mówi mi, że ona to przetrwa. Owszem, porozrywa ją przez chwilę, ale to nic. Tu się naciągnie, przeprasuje, tam zeszyje i będzie jak nowa.

Czasami jednak stare emocje potrafią całkiem porządnie wierzgnąć, gdy natkniemy się na

wyzwalacz,

taki, jak poniżej.

Sam se pij, palancie!

Byłam zmuszana do picia mleka, jak byłam dzieckiem. W dobrej wierze przecież, wszędzie trąbili, że to samo zdrowie. I czasy były takie, że "dzieci i ryby..."

Przed wyjściem do szkoły musiałam więc wypić szklankę mleka, które nigdy nie zdążyło porządnie ostygnąć i parzyło mi gardło. W dodatku pływały w nim strzępki kożucha, od których zbierało mi się na wymioty. Potem, gdy już mogłam sama o sobie decydować, przez długi czas nie jadłam śniadań, bo o poranku żołądek mi się automatycznie zaciskał, nawet bez zapachu mleka. Z drugiej strony pamiętam przecież, że dorośli wstawali rano specjalnie, żeby mi to mleko przygotować. Każdy kocha, jak umie. Poza tym, czy znajdzie się ktoś, kto choć raz nie oślepł w imię "dobrej wiary"?

Dzisiaj nawet lubię mleko, ale tylko w kakao i kawie, albo zimne. A kożuchy mogę sobie sama odcedzić.

Niewinna, humorystyczna grafika wciągnęła mnie w wir niechcianych wspomnień. Wyzwalacze są wszędzie - konkretne zwroty, sytuacje, a nawet zapachy i gesty potrafią zregresować nas do zachowania dajmy na to trzylatka. To dlatego w pewnych sytuacjach nieadekwatnie reagujemy jak rozjuszone zwierzę, albo drażnią nas zwyczajne gesty i zachowania u obcych ludzi. Warto w takich sytuacjach zastanowić się, dlaczego na pewne bodźce reagujemy jak robot, od lat według tego samego schematu. Rozważania nieprzyjemne, ale pożyteczne; można czasem jakiegoś trupa z szafy wynieść i posprzątać.

Co tam jeszcze mam w zanadrzu...

pytania.

Retoryczne

i prowokujące.

Tak różne, a jednak wzbudzające we mnie podobne emocje - bezsilność i złość. Na tym poprzestanę.

A teraz to, co lubię najbardziej:

znaki i wskazówki.

Ulica przemawia na różne sposoby. Przekaz przyjmuje często postać symboliczną, niejednoznaczną. Twoja broszka, jak to odczytasz i co z tym zrobisz. Czasami układają się z tego niezłe historie!

Najlepsza przytrafiła mi się w zeszłym tygodniu, gdy na chodniku natknęłam się na NIĄ.

Wyzywająco i bezwstydnie tkwiła pośrodku morza betonu, samotna, lecz jednocześnie bardzo pewna siebie. Założę się, że każdy kto ją mijał myślał sobie - hej, co tutaj robi ta truskawka? To nie jej miejsce, zwariowała chyba!

Ale czy to sprawiło, że stała się mniej czerwona i piękna? Otóż nie, tym bardziej zwracała uwagę. Samotna i nieadekwatna.

Zostałam zauroczona w takim stopniu, że zmieniłam trasę spaceru i udałam się na targ, gdzie kupiłam kilo truskawek. Idąc dalej gorączkowo szukałam w myślach zacisznego miejsca, w którym mogłabym je spokojnie zjeść. Skończyło się na Placu Centralnym, który choć znajduje się pośrodku ruchliwych ulic i torowiska, to ma ławeczki ukryte w krzewach róż. Zaszyłyśmy się tam.

Chwilę później, wypchana po brzegi truskawkami rozglądałam się leniwie po okolicy myśląc, co dalej ze spacerem. Wrócić na pierwotnie zaplanowaną trasę, czy wytyczyć nową?

Zahaczyłam okiem o Nowohuckie Centrum Kultury i błyskawicznie pojawił się nowy pomysł - odwiedzę wystawę Beksińskiego! Zdzisława, rzecz jasna.

Tego pana nie muszę raczej przedstawiać, choć ma zarówno wielbicieli jak i krytyków. Na przykład jeden kolega powiedział mi kiedyś, że to nie jest prawdziwy artysta, bo idzie na łatwiznę korzystając z efekciarskich środków wyrazu. To było 25 lat temu i nadal pamiętam swoje oburzenie. Idąc tym tropem taki Giger, to już zupełne dno 😅. Kontakt z kolegą szybko się urwał :D

Ze sztuką jest tak, że albo do ciebie mówi, albo nie. Obrazy Beksińskiego chłonę całą sobą, albo one mnie chłoną - sama nie wiem. Jakakolwiek energia płynęła przez artystę podczas tworzenia - rezonuje to ze mną. Zbiór w NCK jest imponujący, a podczas otwarcia wystawy jesienią 2016 roku był wzbogacony o wypożyczone obrazy i szkice. Pamiętam, że oglądając szkice pomyślałam o komentarzu znajomego odnośnie "efekciarstwa". Rysunki czarno-białe, niektóre bardzo proste działały na mnie dokładnie tak samo jak duże, barwne dzieła. To nie kwestia stosowanych środków wyrazu.

Jedyne zastrzeżenie jakie mam do obecnej wystawy, to sposób ekspozycji dzieł. Upchnięte na małej przestrzeni wiszą jedno obok drugiego, co sprawia, że już po 5 minutach czuję się przeładowana bodźcami, bezpieczniki mi wywala. Dla mnie każdy z obrazów to osobna historia, konkretny pakiet emocji - mogłyby nawet wisieć w osobnych pokojach. Niemniej bardzo polecam wystawę, bo klimat ma niesamowity - podświetlone obrazy prezentowane są w ciemnościach, przy akompaniamencie nastrojowych chorałów.

I tak jedna, zgubiona truskawka urządziła mi popołudnie po swojemu.


Niektóre znaki choć symboliczne, są jednocześnie bardzo proste. To znaczy w moim odbiorze, wiadomo że każdy z nas indywidualnie interpretuje bodźce. Zdarzają się takie wskazówki, które odczytuję bardzo jednoznacznie.

Jak tutaj, na starym lotnisku w Czyżynach.

Usłyszałam: Idź prosto, nie zatrzymuj się. Twój plan jest dobry, a droga szeroka, pomimo wszelkich wątpliwości. Nie pozwól się rozproszyć, nie teraz.

Moja interpretacja nie zawierała ani grama odniesienia do rzeczywistości politycznej, a jednak od razu zaczęłam nucić:

Idę prosto, nie biorę jeńców żadnych
Idę prosto, dopóki nie padnę

Może dlatego, że ten kawałek jest bardzo mój, politycznie i życiowo. I nieustannie aktualny. Jak mnie już wszystko bardzo dojedzie, to sobie go gram kilka razy pod rząd i krzyczę z Kazikiem. Pomaga.

Kilka dni po spacerze w Czyżynach przytrafiło mi się to, na kładce nad potokiem Sudół, płynącym wzdłuż ulicy Opolskiej:

Pierwsze i jedyne skojarzenie: Jestem na właściwej ścieżce.

Dwa powyższe przekazy spokojnie mogłabym pociągnąć pod kategorię

wsparcie.

Kto tego nie potrzebuje. Wiadomo, najlepiej polegać na samym sobie, ale nawet największy życiowy twardziel potrzebuje raz na jakiś czas dobrego słowa, poklepania po ramieniu, potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze.

Kiedy masz chwilę zwątpienia i nie potrafisz nawet stwierdzić, czy podjąłeś właściwą decyzję.

Gdy idziesz już tak długo, że nie pamiętasz co jest celem.

Zmęczony skupiasz się tylko na tym, by przekładać stopy w ustalonym porządku.

I wtedy pojawia się to:

O, jak mi to zrobiło dzień! Choć wiem, że to tylko dzieło osiedlowych dzieciaków skierowane do rowerzystów pokonujących dłuższy podjazd... co z tego! Trzeba czytać między wierszami i tłumaczyć na swoje. Liczy się efekt - chwila wytchnienia, refleksji, szczery uśmiech. Nawet nie musiałam się wysilać na interpretację, bo to krótkie zdanie sprowadziło mnie po prostu na ziemię i przypomniało, że już za trzy tygodnie jadę na wakacje. Tak że hej, trzymaj się mała, to ostatnie podejście - już blisko!


Nie zawsze to jest takie oczywiste. Często dostaję prztyczka w nos, przypomnienie, że w życiu nie chodzi o to, by otrzymać wszystkie odpowiedzi na tacy.

Takiego wała powiedziałam na widok tej informacji i poszłam dalej, nawet nie robiąc zdjęcia.

Ale kilka stopni wyżej zrobiło się ciekawie:

Zwracam honor, dowcipnisiu!

Życie jest wielobarwne, niejednoznaczne, a my mamy tyle możliwości do wyboru! I rzadko jest to tylko pigułka niebieska lub czerwona. Pffff, łatwizna.


Bardzo pozytywny, wspierający obraz świata wyłania się z mojej opowieści, czyż nie? Czy to oznacza, że otoczenie przekazuje mi tylko dobrą energię, karmi wskazówkami, ładuje bateryjki w krytycznych momentach?

Oczywiście, że nie. Wokół - na murach, chodnikach, w strzępach rozmów i monologach podpitych facetów, we wrzaskach frustratów w komunikacji miejskiej pełno jest kurew, chujów, mord zdradzieckich... co rusz słyszę albo czytam wypierdalaj ten, czy tamten, jebać tamtego i owego. I każde takie słowo mną szarpie i poniewiera, aż sama mam ochotę krzyczeć i walić na oślep... Gówno się do wszystkiego przyklei, taka jego natura. Ale ostatecznie to ja decyduję, co wchłaniam, a co odrzucam.

Nawet w czasach, gdy coraz częściej słyszę, jak bardzo jesteśmy zmanipulowani, zniewoleni, jak nikły mamy wpływ na otaczających nas świat, wciąż mam swój kawałek podłogi. Znajduje się w moim wewnętrznym domu, głęboko ukryty.

Na koniec spontaniczny off-topic pod wpływem wyśpiewanych właśnie wersów - Mr Zoob stworzył utwór wielowymiarowy i uniwersalny, co więcej - nawet proroczy!

Założę się, że najsłynniejszy posiadacz kota w Polsce chętnie go sobie nuci pod nosem, szczególnie ten fragment:

Meble już połamałem
Nowy ład zrobić chcę
Tynk ze ścian już zdrapałem
Zamurować czas drzwi!

Każdy ma taką piaskownicę, jaką se ogarnie ;)


Spokojnej nocki i bezbolesnego poniedziałku 💚


Wykorzystane w tekście cytaty wg kolejności:
The Sixth Sense, prod. Hollywood Pictures i Spyglass Entertainment
Break stuff, Limp Bizkit
Love will tear us apart, Ian Curtis, Joy Division
Prosto, Kult
Mój jest ten kawałek podłogi, Mr Zoob



0
0
0.000
14 comments
avatar
(Edited)

Limp Bizkit to az sobie zapuscilam :) Wersje bez cenzury!
Czasami czlowiek musi...
inaczej sie udusi

Dzieki!

0
0
0.000
avatar

❤️

Czasami czlowiek musi...
inaczej sie udusi

TAK!

0
0
0.000
avatar

Aaa! byłam tam, byłam!
na starej płycie lotniska!
i zrobiłam tam takie, o:

img_3346.heic

jesteśmy sobie pisane! już niedługo 😻

0
0
0.000
avatar
(Edited)

PRZESTAŃ NATYCHMIAST!!!

Nie oszukamy przeznaczenia.

ps: historia znaków cd ;)

0
0
0.000
avatar

i takie miałam wtedy niebo:
img_3350.heic

0
0
0.000
avatar

Dokładnie te same chmury złapałam nad tauron arena... 😳

0
0
0.000
avatar

O niebiosa! 😳😳
mdleję.

0
0
0.000
avatar

Tak a propo napisów na ścianach na ulicy. Kiedyś jechałem w Katowicach tramwajem do domu z pracy. Tramwaj zatrzymał się akurat tak że na ścianie budynku pod którym był przystanek zauważyłem graffiti.
To było mniej więcej w czasie kampani prezydenckiej w której brał udział Lech Wałęsa.
Do rzeczy. Na ścianie był narysowany wielki Zeus ciskający w coś piorunem. Podpis : "On też był elektrykiem". Miałem conajmniej dwa dni głowy i bo się śmiałem sam do siebie ilekroć to obie przypomniałem.

0
0
0.000
avatar
(Edited)

Chciałabym to zobaczyć 🙂🙂

0
0
0.000
avatar

Różne zdjęcia oglądałam - Wielki Kanion, panoramy wykonane z wysokich budynków, jakieś influencery na mostkach sznurowych i nic.
A tu fotka z kładki nad potokiem Sudoł i nagle pik! Lęk wysokości! Czy się zdziwiłam? Noo... zdziwiłam się. :) Robisz piękne zdjęcia z elementami niesamowitości.

0
0
0.000
avatar

🍀 Dziękuję @bowess 🍀

Noo... zdziwiłam się. :)

Kurcze, ja też - nigdy nie spodziewałabym się takiego efektu ubocznego!

0
0
0.000