Przemyślenia o szczęściu w nieszczęściu [część 2]

avatar

W poprzedniej części zwróciłam uwagę na dziwny ciąg wydarzeń, który finalnie doprowadził do dalszego mieszkania poza domem rodzinnym w okresie wiosennej korony. Pora na kolejną część opowieści i drobnych składowych, które tworzą większą całość, sprawiając, że dalej jestem w mieście.
Część 1: Rozdziały 1-4

Rozdział 5: Bagaż strachu

Cofnijmy się daleko wstecz. Czasy technikum, wkrótce prawie każdy w klasie będzie świętował swoje 18-ste urodziny. Pierwsze oficjalne picie alkoholu, długie imprezy i szpanowanie dowodem, który uprawniał do zakupu czteropaka. Ten czas wiązał się również z możliwością wyrobienia sobie jednego z najbardziej użytecznych uprawnień - prawa jazdy. Jednodniowe nieobecności, na które moja wychowawczyni była uczulona, w tym przypadku kończyły się jedynie pytaniem czy zdane. Prawie wszyscy chodzili na nauki, spędzali czas na jazdach... Oprócz mnie.

Mimo mieszkania na strasznym zadupiu, skąd dojazd do technikum oznaczał godzinną wycieczkę z przesiadkami (i sprintem między przystankami), nie poszłam na prawo jazdy. Dziwne? Możliwe. Tym bardziej, że rodzice byli gotowi pokryć koszty nauki, a być może nawet sprezentować pierwszy samochód do rozwalania się po drodze. Niemniej uparcie mówiłam, że nie chcę i niech mnie nawet nie zapisują nigdzie. Przyjaciele też się mocno dziwili, ale z czasem odpuścili.

Sama zawsze bałam się samochodu, z resztą chodzi za mną przemożne wrażenie, że jeśli mam umrzeć to w wypadku samochodowym z udziałem ciężarówki, na które też źle reaguję siedząc nawet jako pasażer. Może to irracjonalne, ale pochodzę z terenów, gdzie ciężarówki jeździły hurtowo, a droga wiejska, wąska i długo bez kompletnego chodnika czy przejść dla pieszych. Ogólnie średnio bezpiecznie, na szczęście po latach się to zmieniło, ale niechęć i strach pozostał.

Lata mijały, a ja jakoś prawka nie robiłam. Po szkole średniej najpierw były dojazdy autobusem na uczelnię, ale że mijało się to z celem to zamieszkałam w Katowicach. Całkiem dobra komunikacja, co chwilę jakiś autobus jechał, to po co auto... No, tak sobie myślałam, aż nie zamieszkałam w Gliwicach. Komunikacja na poziomie tych memów, gdzie ktoś wkłada sześcian w okrągłą dziurę. Ile razy mi uciekł pociąg, ile razy wyklinałam, to postanowiłam, że walić to wszystko, pójdę na prawko. No tylko potem pojawiła się korona, to trochę się odłożyło w czasie. Później przygotowania i sama przeprowadzka, pierdyliard przejazdów w obie strony, gdzieś ten czas uciekł.

IMG_20201121_211440.jpg
Moja osobista teczka z materiałami szkoleniowymi

Rozdział 6: To szkoła jazdy czy szpital?

Powrót do Katowic był tym czego nie mogłam się doczekać. Miasto, które na swój smogowy urok mnie kupiło. Niemniej z tyłu, trochę z batem stał Mysiek, że przecież miałam iść do szkoły jazdy się chociaż zapisać czy coś. Odkładanie na później to moja specjalność, ale tym razem jakoś się spięłam i pojechałam załatwić formalności. Wcześniej oczywiście taktyczne pytania na spotted, jaką szkołę polecają, bo jestem drogową amebą do kwadratu. Czy wspomniałam, że jako dziecko przy karcie rowerowej kompletnie oblałam zasady pierwszeństwa? No to już wiecie.

Pojechałam w połowie sierpnia, jeśli dobrze liczę to 17-stego. Wpadłam do małej salki, przypominając kompletnie spłoszonego dzieciaka, który tyle co został pełnoletni. Instruktor i prowadzący przybytek od razu mnie ostrzegł, że terminy są srogie, że będę bardzo długo czekać, bo przez koronę to wszystko się rozjechało, że moc przerobowa ośrodka ograniczona, a ja że spoko, że mnie to nie przeszkadza, a nawet pasuje... No, jak usłyszałam, że termin na spotkanie organizacyjne to 26 października, trochę mnie zagięło. Oznaczało to, że teorię będę mogła rozpocząć dopiero początkiem listopada, o ile rząd nie odwali jakiegoś zamykania po drodze. Finalnie machnęłam ręką, skoro dobry ośrodek to pewnie się kolejki ustawiają, tak sobie to tłumaczyłam. Podpisałam papiery i czekałam, bo co innego mi pozostało?

Naprawdę czułam się, jakbym zapisywała się na jakiś zabieg. Zapłacone, numerek w kolejce, termin daleki, a do tego miejsce na uboczu, więc mogliby mi wyciąć nerkę jakby chcieli.

Rozdział 7: No to może wrócisz do domu?

Zanim zaczęły się spotkania w szkole jazdy, w życie weszły obostrzenia od rządu. Powtórka z wiosny stała się postępującym faktem. Wszystko pozamykane, więc mogłabym wrócić do domu, tak grzmiała moja rodzicielka. Mogłabym wtedy nie męczyć Myśka, tylko siedzieć i umierać z nudów i nie wiem czego jeszcze. Trudno wygrać walkę na argumenty, kiedy ktoś ignoruje większość logiki.

Nie mam zajęć stacjonarnych, nie pracuję, to przecież powinnam w domu siedzieć. Stwierdzenie, że wolę być w Katowicach nie ma znaczenia, więc musiałam wymyślić coś co dałoby mi solidny argument w rozmowie, który sięgnie tak daleko, żebym nie musiała przy każdej rozmowie go wyciągać, tylko pracował za mnie. Długo szukać nie musiałam. Jak już wspominałam, pochodzę z zadupia, a dodatkową jego cechą jest brak obsługi przez komunikację publiczną. Co to oznacza w czasie zamknięcia szkół średnich?

Wieś jest odcięta od świata.

Poszłam krok dalej. Przeanalizowałam całość trasy, jakby czasem argument "hej, ale podrzucimy Ciebie do miasta powiatowego" miał zostać wyciągnięty. Przeglądam całą drogę, od ośrodka do domu rodzinnego. Patrzę po kursach, obliczam. Odkrywam, że nie tylko kursy do mojej wsi zawieszone, ale że busy z miasta powiatowego do Katowic nie jeżdżą. Miodnie. Przeglądam komunikację publiczną, jaka jeszcze została. Liczę, liczę i co wychodzi? Że po zajęciach mogłabym dojechać na koniec śląska, a nie miałabym gdzie się schować i przeczekać, bo byłabym około 21:40-22, więc galerie zamknięte lub mieć mega farta i zdążyć na ostatni autobus, który przywiózłby mnie do miasta na 23, a stąd jeszcze pół godziny do domu. Niby brat mógłby mnie odbierać, ale nie gdy coś takiego byłoby 3 razy w tygodniu, także idealnie. Z tak przygotowaną bronią wyruszam na kolejną ostrą konwersację, stawiając swoim na pewien czas.

Rozdział 8: Spokój? No chyba nie

Gdzieś tam w środku czuję, że jakby się nie działo, to w ostatecznym rozrachunku wychodzi na moje. Mysiek się śmieje, że jestem kuta na cztery łapy i mam szczęście. Nie wiem czy tak jest, bo nie planuję tego wszystkiego z takim wyprzedzeniem, ale jak już coś wpadnie mi w ręce, to szkoda nie użyć. Przynajmniej na razie mogę odetchnąć, ale w przyszłym tygodniu kończę teorię w szkole jazdy i czeka mnie pierwsze spotkanie z samochodem - nie liczę tego jak ojciec mnie wsadził do auta i kazał jechać, a prawie skończyłam w rowie, także ten... Proszę uważać na mnie w Katowicach!

Teoretycznie następna batalia o powrót do domu czeka mnie w okresie świątecznym. Jeszcze nie wiem na co się przygotować, ale mam już pewne przypuszczenia na potencjalne tematy do dyskusji. Jeszcze zastanawiam się czy o tym napisać czy nie będzie zbyt dziwne/niewłaściwe/osobiste?

@herbacianymag oznaczam, żeby Ci nie umknęło 🤣



0
0
0.000
4 comments
avatar

Congratulations @osavi! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You received more than 900 upvotes. Your next target is to reach 1000 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

0
0
0.000
avatar

Gdzieś zniknął mój komentarz (problemy z hive/lub nie dałem wyślij?), a szkoda bo jak zwykle był bardzo błyskotliwy i zabawny.

Dzięki za oznaczenie. Dokonałaś jakiegoś przeskoku, bo o ile dobrze pamiętam w poprzednim wpisie szykowałaś się dopiero do zmiany miejsca zamieszkania z Gliwic na Katowice. Ciekawe czy w kolejnej części nie będzie jeszcze bardziej spektakularnego i zaskakującego przeskoku :D

Powodzenia na naukach jazdy. Uczyć się w K-ce, na pewno jest ciekawiej. Jak ja się uczyłem w swojej miejscowości, to trzeba było się wybrać na wycieczkę, żeby na rondzie pojeździć.

0
0
0.000
avatar

W sumie w poprzednim to było z Katowic do Gliwic i trochę siedzenia w Gliwicach, co finalnie zmusiło mnie do pójścia na prawko (kiedy autobus dojeżdżający na dworzec wbija minutę po odjeździe pociągu do Kato, oj taaaak).
Mogłam wybrać prostsze Tychy, ale wolę poznać kulturę jazdy po Kato, skoro tutaj planuję już mieszkać na stałe :D
Na razie nie mam dobrego wydarzenia do opisania 3 części, ale nie wiem czy nie zrobię czegoś w rodzaju spin-offu związanego ze studiami, okaże się na dniach.

0
0
0.000
avatar

Jak ja się uczyłem w swojej miejscowości, to trzeba było się wybrać na wycieczkę, żeby na rondzie pojeździć

image.png

0
0
0.000