Czytaj z Marcinem 30/52/2021, "Medycyna sądowa dla prawników", Tadeusz Marcinkowski

avatar

IMG_20211231_002410.jpg

Jako ostatnia książka opisywana w tym roku – ponownie coś naukowego i mocno odbiegającego od mojej specjalizacji. No ale... kryminały czytać lubię, więc dlaczego by nie spróbować trochę poszerzyć swojej wiedzy? Padło na medycynę sądową, i to jeszcze dla prawników.

Solidnych rozmiarów tom, pamiętający jeszcze minioną epokę, jest typowym skryptem naukowym – próżno w nim oczekiwać jakiejś ożywionej narracji, próby zainteresowania czytelnika materiałem, wielu ciekawostek czy innych czytelniczych atrakcji. Przeważa sucha wiedza, okraszona pewną liczbą zdjęć. Równie dobrze mogłoby ich nie być – ówczesna technika drukarska nie pozwala na zbyt wiele i niemała część zdjęć nie pozwala dobrze dostrzec tego, co powinny ukazywać.

A co mamy w warstwie treściowej? Dużo anatomii z antropologią, podstawy tanatologii i sekcji zwłok, dość dużo o ranach i urazach mechanicznych, uduszeniach, zagardleniach, skutkach działania temperatur wysokich i niskich, ultradźwięków, promieniowania, prądu, postrzałach, zatruciach, wypadkach drogowych oraz innych, a także innych nieprzyjemnych rzeczach, które mogą wysłać dowolnego człowieka na tamten świat. Osobno omawiane są zagadnienia związane z dzieciobójstwem, ciążą i przestępstwami seksualnymi. Możemy się też dowiedzieć co nieco o tym, jak zabezpieczać i badać ślady biologiczne, poznać podstawy serologii (i nie, to nie jest nauka o serach!), liznąć (ale nie dosłownie) trucizny przemysłowe i poznać (również nie dosłownie) różne aspekty stanu nietrzeźwości. Do tego jest jeszcze rozdział o opiniowaniu lekarskim, obdukcjach i odszkodowaniach za uszczerbek na zdrowiu.

Mimo to, po przeczytaniu nie czuję, żeby moja wiedza z tych dziedzin jakoś gwałtownie się powiększyła – jest przekazywana w sposób nie ułatwiający zapamiętywania. Co momentami może nawet wychodzi na dobre – podejrzewam, że przynajmniej w pewnym zakresie mógł nastąpić postęp zarówno pod względem samej wiedzy, jak i technologii wykorzystywanych podczas jej stosowania. Nie mówiąc już o przytaczanych normach prawnych – może i stanowi ciekawostkę dawna tabela odszkodowań za różnego rodzaju trwałe uszczerbki, może i interesujące jest to, jak bardzo w ciągu tych czterech dekad zmienił się zakres tego, co uważaliśmy i uważamy za zboczenie płciowe, ale stosowanie tej wiedzy w dzisiejszych realiach mogłoby być niewskazane.

Czy więc warto? Odpowiedź jest złożona. O ile, jak sądzę, sam przedmiot tej książki jak najbardziej jest wart choćby powierzchownego poznania, żeby nabrać przynajmniej bladego pojęcia o temacie (nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego może być przydatny!), o tyle jednak sugerowałbym poszukanie jak najnowszego wydania. Niby większość tej wiedzy wciąż jest aktualna, ale tym razem mniejszość może robić różnicę. No i może współcześnie ilustracje są lepszej jakości.

IMG_20211231_002415.jpg

PODSUMOWANIE
Rozmiar: gruba kobyła (654 strony większego niż przeciętnie formatu)
Szybkość czytania: bardzo powoli
Wciąga: słabo
Dla kogo: ewentualnie dla pasjonatów wiedzy wszelakiej, ale nawet im polecam poszukać nowszych opracowań. Studentom prawa tym bardziej.
Warto?: w tym konkretnym wydaniu – nie.

Zalety: jakby nie patrzeć, spora część zawartej wiedzy jest wciąż aktualna.
Wady: inna spora część już się mocno zdezaktualizowała; fatalna jakość ilustrujących zdjęć; kiepski styl prezentacji wiedzy
Ocena: w 1982 co najmniej solidna 7, współcześnie maksymalnie 3,5/10



0
0
0.000
0 comments